piątek, 15 lipca 2011

'Gdy umiera dzień'

Noc. Znowu noc. Zawsze wyzywałam ją od najgorszych bo i zazwyczaj przynosiła najgorsze. Mawiałam w myśl utworu Happysad'u: "... bo zaufanie to taka czarna świnia, w dzień - jest, w nocy - nie ma...". Noc wyklinałam, wrzeszczałam i wyłam. Teraz dostrzegam coś innego. Choć, czy to pozytywne? Noc wskazuje mi drogę, otwiera serce i rozum. Odzywa się sumienie, idea, wiara. Jakoś wieczorami myślę bardziej życiowo, może dzień niesie tylko beztroskę? Noc zaś przynosi nostalgię i zrozumienie? W moim przypadku widać tak. Niweczy większość postulatów dnia by, gdy tylko zajdzie słońce, zamanifestować nowy plan działania. I, przyznaję, wytacza ciężkie działa. Nocą widzę wyraźniej. Wady wychodzą na wierzch. O matko, widzę, a tak bardzo bym nie chciała. Nocą widzę to co ukrywa przede mną dzień.
Pytam tylko: "Dlaczego?". Układam nowe wartości, plany zmian na lepsze tylko po to, ze gdy wstanę - zmieniam je doszczętnie. Jest w tym sens?
Czasem przerażają mnie Twoje myśli, rujnują mój świat, negatywnie. Kolejne dlaczego... Właśnie nocą to widzę. Gdy jestem obok - niczego nie dostrzegam zaś gdy nastaje noc i jestem dalej - bije mnie to po oczach i zastanawia. Wiem, że każdy jest inny, ale nie zmienia to faktu gdy wnosi brak rozsądku. Tym jeszcze więcej myślę... Ech, to działa na Twoją niekorzyść. Mimo wszystko... nie zostawiaj mnie i zadzwoń. Bo Twój telefon nocą dodaje Ci to co często wieczorową porą tracisz. Rano zaś znowu myślę inaczej...

Nienawidzę nocy i dnia...

Brak komentarzy: