środa, 22 grudnia 2010

Podsumowanie roku 2010

  Łukaszowi, Magikowi, Mgiełce, Winky, Konradowi, Maryś, Sylwii, Marcinowi i  Justynie - najcudowniejszym ludziom pod słońcem!

 Wreszcie trzeba się za to zabrać, w końcu rok 2010 powoli dobiega końca. Więc, co się takiego działo? Zdałam maturę. Strasznie się z tego cieszę :) Mam to w końcu za sobą. Nie ze względu na trudność a na to, że rozłożenie terminów zaliczeń było wybitnie upierdliwe. Dostałam się na studia. Właściwie to można zaliczyć do sukcesów. Filologia polska to naprawdę fajna sprawa, choć niesamowicie trudna. Nauka często daje mi w kość a i czasem cierpię na chroniczny brak czasu. Rekompensuje mi to wspaniała, zgrana grupa i świadomość, że moich przyjaciół mogę zobaczyć na jednym wydziale. No tak, przyjaciele, jak co roku o Was :) Cieszę się, że widzimy się w każdej wolnej chwili, że zawsze możemy na siebie liczyć, że jesteście przy mnie a w szare weekendy wyciągacie mnie do kawiarni na kawę i ciastko. Jak zwykle byliście niezwykli :) Za co mega, niesamowicie Wam dziękuję. To właśnie wy zapalacie we mnie iskierkę, która pomaga mi przebrnąć przez to co złe. No i dzięki Tobie kochanie. Jesteś dla mnie najcudowniejszym prezentem, nie tylko na święta. Zawsze przy mnie, gotowy pomóc lub po prostu być. Kocham Cię. Wracajmy jednak do osiągnięć. Dostałam się na łamy Poltera, od marca będę pisać recenzje na jedną z największych stron poświęconych fantastyce. Zrobiłam się też bardzo ambitna - myślę o realizowaniu dwóch specjalizacji na studiach. Jednak te 365 dni to nie tylko pasmo sukcesów, ale i porażek. Ten rok z jednej strony był dość monotonny, ale też przynosił wiele zgryzot. W tym czasie zdążyłam kilkakrotnie utracić wiarę w siebie, płakać, złościć się, bać, walczyć z sobą, nie ufać, milczeć. A więc jak tak naprawdę brzmi podsumowanie tego roku? Prosto: mogło być bardziej rozmaicie, czasem mniej monotonnie, jednak tych pozytywnych emocji nie zamieniłabym na nic innego. Niech 2011 będzie jeszcze lepszy. Dziękuję.

WESOŁYCH ŚWIĄT!

poniedziałek, 29 listopada 2010

Zimowe szaleństwo

Aż wstyd się przyznać, ale od dobrego tygodnia rozkwitła we mnie tęsknota za świętami. Za ukochanymi świętami. Już od tygodnia wałkuję sztampowe kawałki: "All I want for Christmas is you" i "Last Christmas". Bez nich to nie byłyby te same święta :) Teraz spadł śnieg. Dużo radości, ale i sporo utrapień, problemy z dojazdem do uczelni są wielce irytujące. Dziś, przemierzając magiczną ul. Kościuszki zrozumiałam, ze jestem na 'właściwym miejscu'. To właśnie tu, na tym kierunku powinnam się realizować, w grupie grono świetnych osób a wykłady są całkiem znośne. No i stałam się bardzo ambitna, ale o tym kiedy indziej :) Wiecie na co mam ochotę? Od kilku godzin chodzi za mną piosenka Dżemu - Skazany na bluesa. Najchętniej puściłabym ją głośno, uśmiechnęła się, zamknęła oczy, złapała mojego wyimaginowanego partnera (bo poza mną nie ma nikogo w pokoju) i zaczęła z nim tańczyć po całej wolnej przestrzeni...A śnieg? Śnieg zatrze smutki i niepowodzenia. 

poniedziałek, 8 listopada 2010

"Posłuchaj pan panie podróżny co się zdarzyło na Próżnej..."

Gdy myślę o tym co chcę napisać, słowa piosenki same cisną mi się na usta. Znacie ją? Piosenka traktuje o parze kochanków, burzliwej wzajemności, w końcu rozstaniu i samobójstwie 'tej co z miłości tańczyła'. A teraz wróćmy do konkretnego tematu. Czuliście kiedyś jak umieracie? Nie fizycznie. Psychicznie. To takie uczucie pustki, jakby z każdą minutą świat coraz bardziej znikał. I co potem? Potem budzę się i wszystko pamiętam jak przez mgłę. Jakby coś mnie opuściło. I zaczynam od nowa... wciąż od nowa i od nowa... Jak to zatrzymać? Nie wiem. A właściwie wiem, ale nie mogę. Nie mam na tyle siły. Chyba boję się decyzji. Bo może jest ona zbędna? A może jednak nie...?

Z serii rozmówki z Maxiarą.

Byłaś kiedyś na końcu Twojego świata?
Byłam. Umarłam. Zmartwychwstałam. Wróciłam.
Jestem.
I umieram nadal by zaraz wstać i zacząć żyć.

piątek, 1 października 2010

Dokonało się

Faktycznie, stało się. Trzy lata licealnej ławy skończyły się. Wszystko zleciało jak z bicza strzelił. Dziś nastało to na co czekałam sporo czasu, coś co udowadnia, że nie jestem nikim, coś co pozwala mi być z siebie dumną. Ściskam w ręku indeks. Nie mogę uwierzyć jak to się stało, jak trzy lata szkoły średniej mogło tak szybko minąć? A jednak. Czeka mnie nowy okres w życiu, tryb, którego jeszcze nie znam. Jedno wiem na pewno. Dam radę choćby nie wiem co. Po to tylko by udowodnić coś sobie. Po to by udowodnić coś Tobie. Że jednak coś znaczę, ze wystarczyło poczekać i we mnie wierzyć. To na tyle...

niedziela, 15 sierpnia 2010

Myśli nieuczesane

Do tej notki zabieram się już spory kawał czasu. Miała mieć wiele tytułów i różnorodną treść. Sama jeszcze nie wiem co wybiorę. Może będzie o wszystkim? Tak będzie najlepiej. Na samym początku obecny post miał być o przeszłości, o tym czy odbija się ona na naszych teraźniejszych decyzjach lub może chodzi za nami krok w krok. Może nie daje nam spokoju, zawadza, przeszkadza, zmusza do głębszych refleksji. Kolejnym tematem dla niej miały być moje wątpliwości odnośnie kilku ważnych spraw. Miała być o strachu, niepewności, pytaniach bez odpowiedzi i przypuszczeniach. Kolejny tytuł to "Spowiedź". Zawarte w niej miały zostać moje największe grzechy ostatnich dwóch lat. Notka byłaby o tyle ciekawsza co krepująca, chodź przyznaję, że bym ją napisała. Trudno, przynajmniej kilka osób dowiedziałoby się o mnie więcej niż powinno. Suma sumarum ta notka jest o wszystkim. O lękach, przeczuciach, grzechach, słabościach i sama jeszcze nie wiem o czym jeszcze. To zbiór moich codziennych myśli, zbiór obaw i wyzwań, ktore niesie mi dzień. W ciągu najbliższych miesięcy wydarzy się wiele, może zbyt wiele. Jak do przetrwam? Jeszcze nie wiem. Modlę się tylko żeby wszystko ułożyło się tak jak powinno. I proszę, niech nie kopie niewinnych po dupie lub nie bardzo uświadamia ich ze smutną treścią. Proszę też by wszyscy starali się zrozumieć moje decyzje i niech winy nie szukają tylko po mojej stronie. Czasem wy też zastanówcie się nad sobą. Amen.
To nie jest chyba najlepsza modlitwa, ale zawsze moja.

czwartek, 15 lipca 2010

Taaaaa.....

Studentka filologii polskiej! ^^

Dziękuję Wam.

Tripping out
Spinning around
I'm underground, I fell down
I fell down

I'm freaking out
So where am I now?
Upside down
And I can't stop it now
It can't stop me now

I, I'll get by
I, I'll survive
When the world's crashing down
When I fall and hit the ground
I will turn myself and run
Don't you try to stop it?
I, I won't cry


poniedziałek, 14 czerwca 2010

Marzenia

Czasami nie rozumiem sama siebie. Przecież mam wszystko o czym mogłabym marzyć a nawet więcej: wspaniałego mężczyznę, oddanych i lojalnych przyjaciół, pracę i zamiar rozpoczęcia studiów. Jednak pomimo tego czegoś mi brakuje. Czasami słyszę podszepty tej złej części mnie: "No chodź, zrób to, zobaczysz co się stanie, będzie dobrze, to nic, że stracisz wszystko co kochasz i na co tyle pracowałaś". Nierzadko mam ochotę skorzystać z tych propozycji, jednak to dobro, które czasami się we mnie odzywa broni mnie przed popełnieniem błędu. Wiem jednak, że gdybym czasami skorzystała z tych propozycji to spełniłabym niektóre marzenia. Jestem świadoma, że często korzystanie z jego usług byłoby dla mnie większą stratą niż zyskiem. Jeśli więc spełnianie swoich marzeń ma być opłacone takim kosztem.... to lepiej z nich zrezygnować? Trzeba jednak pamiętać, że człowiek nigdy nie odpuszcza swoich marzeń a wręcz przeciwnie, codziennie dochodzą nowe. To jak wojna bez szans zwycięstwa...

czwartek, 20 maja 2010

Gałąź

Letnie, późne popołudnie. Słońce razi w oczy tak, że Osoba musi mrużyć oczy. Gruba gałąź a na niej misternie zawiązana szubienica. Wiatr mierzwi potargane, wilgotne od potu włosy Osoby. Jeszcze tylko kilka minut, jeszcze tylko kilka sekund. Sprawdza wytrzymałość pętli. To chyba tak powinno być. Zakłada ją na szyję i wchodzi na niski taboret. Krzesło trzeszczy cichutko. Wszystko płynie tak wolno... znacznie za wolno. Bierze chaust powietrza, to chyba już ostatni. Siedzenie przewraca się z dziecinną łatwością. Nagle czas przyspieszył. Dzieciństwo, śmiech, zabawa, szkoła, zajęcia, rodzina, przyjaciele... wszystko kręci się jak zwariowane. Chwyta rękami za zaciskającą się na szyi pętlę, ale już nie ma powrotu. Nie dosięgam ziemi - myśli z uporem. Stara się zaczerpnąć tchu. Płuca pieką żywym ogniem, przed oczami coraz ciemniej. Wszystko cichnie. Czas wrócił w swoje ramy. Życie toczy się jak gdyby nigdy nic. Wszystko jest dobrze gdyby nie widok trupa wiszącego na gałęzi, tak bezczelnie niszczącego obraz sielskiego, letniego popołudnia. I nagle zaczął padać deszcz...

Skąd ja twoje tajemnice znam?
Nie pytaj mnie.

I o czym myślę kiedy patrzę w twoją twarz.

Nie pytaj mnie.

Kto mnie uczył zatrzymywać czas?

Nie pytaj mnie.

I czemu nocą czarne słońca w oczach mam?

Nie pytaj mnie.

sobota, 3 kwietnia 2010

Definicja miłości

Czy ktoś w ogóle wie jaką definicję ma miłość?Szukając w pierwszym lepszym słowniku trafimy na "Miłość to silne uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi...". To bardzo okrojona i ogólnikowa wersja. Będąc jeszcze dzieckiem wierzyłam, że miłość to, owszem nie zaprzeczam, uczucie, które poznaje się po "motylkach w brzuchu". Wiem, że to może brzmi głupio, ale wmawiając sobie to i poznając różnych chłopaków faktycznie je czułam. Jednak dorastając zrozumiałam coś więcej. Miłość to nie motylki w brzuchu. Miłość to chęć zasypiania i budzenia się u boku kochanej osoby, to miły uśmiech i dobre słowo słyszane podczas długiego dnia, to poranny kubek kawy, czuły sms, chęć manifestowania siebie i swoich uczuć, umiejętność przyznania się do porażki w każdym aspekcie, tolerowanie swoich wad, znajdywanie w sobie masy zalet i chęci do działania, to możliwość wypłakania się i wypowiedzenia wszystkich żalów, możliwość narzekania i wyklinania całego świata, wspieranie ukochanego i cieszenie się jego szczęściem, możliwość znalezienia porady a gdy nie wierzysz w siebie dodania otuchy. Tak więc, miłość to nie tylko uczucie, to coś więcej. I tak naprawdę nikt z nas nie może podać jej jednoznacznej definicji ponieważ dla każdego brzmi ona inaczej. W każdym razie - znacie już moją ;) A jaka jest Wasza?

Wesołego jajka!

czwartek, 1 kwietnia 2010

Mam w dupie...

Mam wszystko gdzieś. Mam dość ludzi. Każdy jest ważniejszy ode mnie. Wszystko jest ważniejsze ode mnie. Bo ja przecież nie mam potrzeb ani uczuć, prawda? Bo kiedy ktoś nagle czegoś chce, to Maxiara jest na miejscu, wytrzaśnie kasę znikąd, wynajdzie czas nie mając go, na wszystko ma ochotę. A czy ktoś pomyśli o mnie? Pomyśli też o moich potrzebach?

Może pojedziemy na koncert? Zależy mi.
Przepraszam, nie mam czasu bo jutro mam tyyyle roboty.
Pomożesz wybrać mi sukienkę?
Przepraszam, nie mam czasu.
Pomożesz zorganizować mi urodziny?
Przepraszam, ale wszystko właśnie poszło się je**ć.
Pójdziesz ze mną na prelekcję?
Przepraszam, teraz muszę się wyspać.
Pojedziemy w weekend do Warszawy?
Przepraszam, ale znowu nie mam czasu.
Załatwisz mi bilety?
Przepraszam, ale nie mam jak bo nie mam czasu.

To takie szlachetne , że ludzie potrafią używać słowa 'przepraszam'. Tylko dlaczego używają go zawsze gdy chcą mi odmówić? Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? Czy to wymaga tylu wyrzeczeń? Ja nawet koszta pokryć mogę... Tak naprawdę proszę jedynie o poświęcenie mi kilku godzin. Czy to tak dużo?

Zapewne po przeczytaniu tej notki ludzie staną się dla mnie fałszywie mili. Nagle znajdą masę czasu (choć parę godzin wcześniej go nie mieli) i chęci do niesienia mi pomocy. Nie chcę jej. Sama dam sobie radę. Nie potrzebuję waszej złudnej, wymuszonej pomocy. Nie rozumiem tylko jednego faktu... czym ja sobie na to zasłużyłam...


wtorek, 23 lutego 2010

Przyszłościowe myślenie

To w tym roku raz na dobre opuszczam mury dobrze znanej przez wszystkich szkoły średniej. Nadchodzi czas by zacząć studia. Ale co w trakcie lub po nich? Wczoraj moja kochana osoba natchnęła mnie do przemyśleń na ten temat. Rodzina. To chyba najtrudniejsza z ról jaką przyjdzie nam odgrywać w życiu. Prawdę powiedziawczy jest to wydarzenie, w którym chciałabym uczestniczyć, ale chyba nie prędko. A dlaczego? To proste. W większości wypadków rodzina = dzieci a w trakcie trwania studiów to nie najlepsze rozwiązanie. Może dopiero gdy je skończę, wyszumię to co nosze w sobie, można by z partnerem pomyśleć nad tym. Ślub? Czemu nie, tyle, że po studiach, kiedy tak naprawdę w spokoju można o tym porozmawiać i poważnie się zastanowić. Zaręczyny? Piękna sprawa, ale daleko mi do nich. Nie dlatego, że nie posiadam ukochanej osoby, ale dlatego, że to jeszcze za wcześnie. Może w połowie studiów? Może chwile później? Wcześniej jednak nie. Niestety, te decyzje są uzależnione nie tylko od szkoły, ale też od wieku i gotowości. Na szczęście, te decyzje zawsze mogą poczekać tyle ile dusza zapragnie. A ja mam nadzieję, poczekać na nie długo.

niedziela, 14 lutego 2010

Tylko dla Ciebie

Nie piszę tego bo tak dziś wypada. Piszę to bo uwielbiam z Tobą być, zasypiać i budzić się obok Ciebie, kocham śmiać się razem z Tobą a w złych chwilach wtulać się. Nie umiem pięknie pisać, więc zostawiam to Ryszardowi Riedel'owi. Niech jego słowa pokażą to co ja czuję do Ciebie bo w nich jest cała prawda i fakt, że kocham Cię najbardziej jak tylko umiem. A nawet bardziej.

Dżem "Chcę Ci coś opowiedzieć"

Chcę Ci coś opowiedzieć
Ale brakuje słów
Żeby wyrazić to co czuję
Mógłbym to namalować
Lecz nie wymyślił nikt
Kolorów które można użyć

Mmmm Mmmm Mmmm
Napisać mógłbym wiersz
Lecz jak odnaleźć rym
Który uwielbi imię twoje
Na zawsze z Tobą być
Śnić z Tobą twoje sny
Jak mam Ci o tym opowiedzieć

Kocham Cię już wiem
Jedno słowo cichy szept
Kocham Cię już wiem
Jedno słowo a tyle mieści się

Kocham Cię już wiem
Jedno słowo a tyle mieści się
Kocham Cię już wiem
Jedno słowo cichy szept

środa, 13 stycznia 2010

"Są dni kiedy się śmieję, są kiedy jest mi smutno..."

Czasem są takie dni kiedy wstaję rano...i stosunkowo na tym ten dzień mógłby się skończyć. Ale nie. Zacznijmy od początku. Pobudka. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to okno. Ciemno. Cholera, kto wymyślił by wstawać tak wcześnie w paskudne, zawalone śniegiem dni. Ociągając się wstaję z łóżka. Łazienka, w między czasie wstawienie wody, ubranie się a czasem jak zdążę to nawet odpalenie komputera, pakowanie plecaka. I mniej więcej w tym momencie siadam spokojnie, przynajmniej przez jakieś max 5min, i piję kawę. Potem jak zwykle zarzucam kurtkę, glany i wychodzę. Diablo zimno. Do szkoły brnę przez zwały śniegu zalegające na ulicach i chodnikach. Przychodzi mi na myśl nawet, że do szkoły łatwiej jechałoby się skuterem śnieżnym. Punkt docelowy - szkoła. Tu, o zgrozo, wiem jak to zabrzmi, jest mi lepiej. Od progu witają mnie przyjaciele i gaszą moją poranną złość a z powiek zmywają resztki snu. Pierwszy raz tego dnia zaczynam się uśmiechać i sypać kawałami jak z rękawa. Kilka bzdurnych lekcji, jedne lekkie i przyjemne, inne ciężkie, ale ciekawe i jeszcze inne, nie dość, że trudne to nudne. Sms od Niego. Kilka miłych słów a w sercu robi się cieplej i dzień przestaje być tak uciążliwy. Koniec lekcji. To chyba najlepiej przyjmowany moment przez resztę młodzieży. Człowiek schodząc po stromych, drewnianych schodach do szatni uważa by nie wybić komuś łokciem oka albo samemu nie stracić zębów. Znowu ten sam rytuał. Zakładasz kurtkę i przed siebie, znowu przez zalegający kilogramami śnieg. Już inaczej na to patrzę, dumnie podnoszę głowę do góry. Tym razem jednak nie jestem sama. Idzie ze mną jeden z moich przyjaciół. Drogę wypełniamy zabawnymi żartami i docinkami. Dom. I tu wtedy dopada mnie zmęczenie po całym dniu. Złość ulatuje totalnie. Pozostaje tylko lekka złośliwość, trochę smutku i rozgoryczenia, ale tak bywa gdy dnień nie sprzyja Twoim wymaganiom. A potem? Potem On. Kilka godzin spędzonych we dwoje, uściski, pocałunki, stwierdzenia "wierzę w Ciebie" i "przejdziemy przez to kochanie" i zaczynam odpoczywać, wierzyć, że wszystko się uda i czuć, że to On odgania to co złe wokół mnie. Pożegnanie. Jeszcze tylko kilka głupot sprawdzonych na komputerze, kąpiel w gorącej wodzie i można iść spać. Zasypiam zmęczona, ale radosna i podbudowana. Rano czeka mnie kolejny dzień. Nie wiem jaki, choć czasem umiem to przewidzieć. Może zły a może dobry, ale wiem, że muszę stawić mu czoła.