Powoli przechodzę na zawodowstwo w pisaniu tych postów, dzień przed Sylwestrem. Rok do napisania, a ja to robię dobę przed imprezą ;)
Zaczynam rozumieć co to znaczy, że z wiekiem przychodzi doświadczenie. Chyba dokładnie teraz jestem w miejscu, o którym marzyłam kilka lat temu, kiedy przyjechałam do Warszawy. Szukałam miłości, rozwoju, przyjaciół, stabilizacji. Pamiętam jak usłyszałam w filmie tekst: "Wiesz, Sinatra powiedział, że najlepsze dopiero przed nami". Pamiętam też, że bardzo chciałam w to wierzyć, ale z każdym kolejnym miesiącem słabiej mi szło. Teraz wiem, że trzeba było lat, nie miesięcy, by faktycznie "najlepsze" dopiero nadeszło. I za to jestem finalnie wdzięczna. Nie jest idealnie, ale blisko ideału. Miłość jest, zdrowie też ujdzie, przyjaciele są, rozwój, praca i stabilizacja też.
Chyba muszę przestać narzekać.
- Cieszę się, że dobre rzeczy nadal trwają. Mój partner jest obok - nieważne czy przeżywam dobre, czy złe chwilę. Powoli planujemy wspólne życie, myślimy o wspólnym mieszkaniu.
- Wszyscy ukochani są zdrowi, nic złego się nie stało (i oby!) nie stało.
- Nowa praca przynosi satysfakcję, rozwija, daje lepszy dochód - to zawsze grosz do nowego mieszkania
- Zdrowie wychodzi na prostą, a przecież MOGŁO być gorzej ;) Ale cieszę się, że się nie poddałam i nie olałam tematu.
- Cieszę się, że dalej jestem konsekwentna i ciągle w siebie inwestuję, do hiszpańskiego wrócę w nowym roku (ach, te zmiany pracy...) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz